Szkło.
Dla mnie magiczne, nieprzewidywalne, zaczarowane, ukochane…
Zawsze z radością do niego wracam, ba, tak naprawdę, to mogłabym bawić się z nim od rana do nocy, od poniedziałku do niedzieli, od stycznia do grudnia… niestety tak się nie da
Ale jak tylko mam okazję (czyli jak tylko coś odpowiedniego mi wpadnie w ręce) to rzucam wszystko i zaczynam zabawę.
A że ostatnio mam fazę na minimalizm – kto czyta, ten wie – to chciałam spróbować tego obcego mi stylu również w konwencji szklanej, tak tylko, kontrolnie, żeby zobaczyć co też mi z tego wyjdzie, a że właśnie „zdobyłam” – i to w dwóch egzemplarzach! – taki szklany, który świetnie się do tego nadawał, to czym prędzej zaczęłam zabawę…
Szło dobrze, jak to zwykle ze szkłem.
Malowałam sobie spokojnie i pomalutku, żeby celebrować ulubione zajęcie,
myśli rozpuściłam wolno, nie bacząc nawet gdzie poszybowały,
nawet rąk zbytnio nie kontrolowałam i umknął mi moment, gdy sięgnęły po tusze (a tuszy w planach nie miałam, bo to ich rozpasanie kolorystyczne absolutnie się kłóci z minimalizmem przecież…).
Do rzeczywistości wróciłam w momencie, gdy te dwie, co to je przy korpusie noszę (ręce znaczy) odstawiały lampion do wyschnięcia.
Wyglądał… nooo! przy odrobinie dobrej woli i gdyby się uprzeć, to nawet można by rzec, że… minimalnie , i nawet ślad dumy przez moment w jestestwie mym się zalągł p.t. a widzisz?? jak chcesz, to potrafisz!, ale zdusiłam, bo skromna z natury jestem i nie pozwoliłam mu się rozrosnąć… zresztą Szara zaraz sprowadziła mnie na ziemię.
– Ty, co się tak zachwycasz! Że minimalnie ci wyszło? No i co z tego? Przecież każdy tak potrafi. Weź no zrób zdjęcia, wsadź na bloga i odczep się już od tego szkła jak rany…
No rację miała – jak się już przyczepię do tego szklanego, to końmi mnie odciągnąć nie można.
Zdjęcia zrobiłam (takie sobie wyszły, bo złośliwa aura skutecznie mi je „spsuła”). Potem pomyślałam, ze przecież skoro to lampion, to muszę i ze świeczką…
Zapaliłam, włożyłam i…. oniemiałam! Lampion ożył, zagrał tysiącem barw i odcieni (pojęcia nie miałam, że tyle tego tam wsadziłam, tym bardziej, że w dziennym świetle wcale ich nie widać… skutecznie zamaskował je złoto-srebrno-niebieski lakier, taki minimalistyczny, kolorowy mix ), a w ciemności z każdej strony lampionu, w każdym jego fragmencie rozgrywa się inny spektakl… sama nie wiem, który piękniejszy…
Zresztą – voila, zdjęć zrobiłam trylion, kto ma cierpliwość, niech ogląda
Kielich, szkło
wysokość 160 mm, średnica czaszy 105 mm
alkohole, lakier srebrny, złoty, błękitny, masa modelarska, złocenia, patyna
wypalany